sobota, 28 kwietnia 2012

X

Przebudziłam się jak co dzień. Godzina 11, promyki słońca próbują sie przedostać przez niezbale zasunięte rolety. Żadna nowość. Podniosłam się z łóżka i podeszłam do okna, aby wpuścić, więcej słońca, które zimą było przecież rzadkością. Odsunęłam żaluzję i ujrzałam po drugiej stronie cos dziwnego. Mianowicie dużą ciężarówkę od przeprowadzek. Nowi sąsiedzi? Może ktoś fajna. Jak na razie sąsiadów nie poznałam. Wszyscy zapracowani i zabiegani... Podeszłam do szafy z której wyjęłam brązowe spodnie i biały luźny sweterek. Poszłam do łazienki i wykonałam poranną toaletę. Umyłam zęby i gdy ubrałam przygotowane rzeczy, zeszłam na dół do kuchni. Zrobiłam sobie kanapki i słuchając radia zjadłam przygotowane śniadanie, wymachując nogami w powietrzu, przy wysoki stołku. Posprzątałam po sobie i usłysząłam klakson auta. Podeszłam do okna i ujrzałam odjeżdżającą ciężarówkę. Może czas przywitać nowych sąsiadów? A jeśli okażą sie wredni? Mówi sie trudno. Ubrałam sznurowane, wyższe buty i mój płaszczyk oraz szalik. Wyszłam z domu i zakluczywszy drzwi, podążyłąm w stronę domu z przeciwka, nie różniącego sie praktycznie niczym od mojego, prócz zielonych okiennic. Podeszłam do drzwi i nacisnęłam na dzwonek. Usłyszałam kroki, a po chwili nowy sąsiad otworzył mi drzwi. Kiedy zobaczyłam kto nim jest, wryło mnie w ziemię.
-To ty ?! - osoba stojąca na przeciwko mnie również nie ukrywała zdziwienia.
-To już jest bardzo dziwny zbieg okoliczności. - chłopak zaśmiał się drapiąc za głową.
-I że Charlie Martin ma być moim sąsiadem ? - udałam zniesmaczoną, a on obdarował mnie pełnym wyrzutu spojrzeniam.
-To co ja mam powiedzieć ? - odgryzł się, a ja pokazałam mu język. - Przepraszam mamy ekki bałagan, ale może wejdziesz? - zapytał robiąc mi miejsce w drzwiach.
-Jasne, może pomogę ? - odparłam pełna zapału rozpinając płaszcz.
-Po prostu rozbierz sie i chodź do kuchni - szatyn zaśmiał się i ruszył przodem. Odwiesiłam płaszczyk na wieszak i ruszyłam za nim. - Soku?
-Poproszę. - odpowiedziałam siadając na krześle. Nalał napoju i podał mi szklankę.
-Tak właściwie to może chcesz poznać mojego brata ? - zapytał śmiesznie ruszajac brwiami.
-Jeśli ma taki charakterek jak ty to nie, dziękuję. - chłopak sie zaśmiał, że aż mnei przeszły ciarki. Miał na prawdę uroczy śmiech. - A tak serio to z checią.
-To ja już po niego pójdę. - chłopak wyszedł z kuchni, a ja rozejrzałam się wokół. Kuchnia była podobna do naszej. Tylko jakby bardziej pusta. Zresztą dopiero sie wprowadzili. Przechyliłam szklankę. - Brooke poznaj mojego brata, Levisa.
Gdy w drzwiach pojawił się chłopak, wyplułam sok ze zdziwienia. Już wiedziałam skąd znałam oczy Charliego. Były takie same jak Levisa. Nie mogłam w to uwierzyć. Serce przyspieszyło mi do 100 uderzeń na minute. Szatyn również był zdziwiony, a jednocześnia wyglądał, jakby zaraz miał wybuchnąć ze szczęścia.
-Levis ! - krzyknęłam w końcu uradowana i podeszłam do chłopaka, rzucając mu sie na szyję. Ten onjął mnie w tali i uniósł.
-Brooke, tak się cieszę ! - usłyszałam jego rozbawiony głos. Odstawił mnie na ziemię i spojrzał w moje oczy.
-To na prawdę ty. - dotknęłam dłonią jego policzka, aby przekonać się, że to nie sen. - Czemu mi nie powiedziałeś, że się przeprowadzasz ?!
-Chciałem. Wtedy kiedy wyjeżdżałaś. Pamiętasz ?
Myślami wróciłam do tego dnia. Pamiętałam jak zszedł ze schodów i o czymś chciał mi powiedzieć. Gdy wspomniałam o Nowym York'u, uśmiechnał się.
-No to dlaczego nie powiedziałeś ? - zapytałam z wyrzutem.
-Dla tej właśnie chwili. - posłał mi uśmiech, a ja go odwzajemniłam i ponownie sie do niego przytuliłam.
-Głupek. - odpowiedziałam wtulając sie w jego klatkę piersiową.
-Też tęskniłem . - odpowiedział powodując napad śmiechu.
-No no no. Nie wiedziałem, że się znacie. - przpomniał o swojej obecności Charlie.
-Tak jakoś wyszło. - odparłam głupkowato, wzruszając ramionami.
-Porywam cię na spacer. - odezwał się Levis i pociągnął mnie za rękę do wyjścia.
-Ale jak się zgubimy to nie moja wina. Nie znam tak dobrze Nowego York'u - usprawiedliwiłam sie już na początku zakładając płaszczyk.
-Najwyżej. Na razie Charlie ! - krzyknął do brata, a ten machnął tylko ręką. Wyszliśmy kierując się w stronę parku. - I jak życie z ojcem ? - zapytał obejmując mnie ramieniem.
-W miarę. Coraz lepiej sie dogadujemy, myślę, że niedługo będziemy na fazie zwracania się do siebie córka-ojciec. Jak na razie mówimy sobie po imieniu. A jak u Ciebie ?
-Nie najgorzej. Miałem lekkie problemy za nocowanie razem z Tobą, ale warto było. - powiedział uśmiechajac się do mnie, a ja poczułam, że się rumienie. Usiedliśmy na jednej z ławek. Chłopak nie zdejmował ręki z mojego ramienia. O dziwo, nei przeszkadzał mi to. Wręcz przeciwnie, oparłam swoją głowę o jego ramię, a ten przycisnął mnie do siebie mocniej. - Brakowało mi Ciebie w sierocińcu. - powiedział smutno gładząc mnie dłonią po przedramieniu.
-To czemu nie dzwoniłeś ? - zapytałam podnosząc głowę, aby widzieć jego oczy.
-Bałem się, że się wygadam, a tego nie chciałem. Zresztą chciałem sprawdzić czy nie uzalezniłem sie od Ciebie. - odparł, a ja przewróciłam oczami. - Jak widzisz jeszcze nie jest źle. - zachichotałam, a chłopak zapatrzył sie w moje zielone oczy. Zatracił się. Z mojej twarzy znikł uśmiech. Zrobiłam się poważna. Jego twarz od mojej dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Chłopak zaczął niebezpiecznie skracać tę odległość. Z jednej strony tego chciałam, z drugiej nie mogłam. Spuściłam głowę w dół. Nastała chwila krępującej ciszy. - Mam pomysł. - rzucił Levis i podniósł się z miejsca. - Podpiszemy te ławkę. Od dzisiaj będzie to nasze miejsce ok ? - zapytał podekscytowany wyjmując biały marker, a ja pokiwałam głową. Zgrabnym pismem napisał na ławce Brooke & Levis. Uśmiechnęłam się na widok owego ,,dzieła".
-Ładnie piszesz. - skomentowałam, a ten przwrócił oczmai.
-Chodź, idziemy coś zjeść. - wstałam, a ten otoczył mnie ramieniem i ruszyliśmy w kierunku pizzeri. Otworzyliśmy drzwi do niebieskiego pomieszczenia i zajęliśmy miejsca. Levis naturalnie odsunął mi krzesło. Każdy z nas zamówił pizzę i napój. - Jakie plany na przyszłośc ? - zapytał popijając colę.
-Hmm... Do końca tygodnia leniuchuję, a od poniedziałku drugi semestr w szkole. A ty ?
-Ja prawdopodobnie tak samo, ale pytałem raczej o taką dalszą przyszłość.
Zamyśliłam sie chwilkę. Nigdy na ten temat nie rozmyslałam. Może to głupie, ale sama nie wiedziałam czego chcę.
-Dalej studia. Może architektura lub dziennikarstwo. Może przejmę fach po tatusiu - zaśmiałam się wyobrażając sobie mnie w roli szefa.
-Po tatusiu? A co on właściwie robi?
-Jest vice dyrektorem naczelnym New York Times'a. - odparłam biorąc łyk pomarańczowego soku.
-Wow. Nieźle. - kelnerka przyniosła pizze, a my zabraliśmy się do jedzenia. Cały czas rozmawialiśmy na równe tematy, o różnych głupotach. Czas z Levis'em uciekał bardzo szybko.
-Ja będę lecieć. Jest już 18. - powiedziałam patrząc na wyświetlacz telefonu.
-Serio ? Czas szybko zleciał.
Zapłaciliśmy i wyszliśmy z lokalu. Udaliśmy się w stronę domów. Szliśmy w ciszy. Tym razem chłopak nie obejmował mnie ramieniem.
-O czym myślisz ? - zapytał mnie, a ja lekko sie zdziwiłam. Co miałam mu powiedzieć ? Myślę nad tym co do mnei czujesz ? Głupie.
-O niczym szczególnym. Przypomniała mi sie mina opiekunki gdy zobaczyła nas jak śpimy razem - powiedziałam i wybuchłam głośnym śmiechem.
-Masz rację. Wyglądała jakby miała zaraz eksplodować. ,,Ale tak nei wolno?! Co wy sobie wyobrażanie?!" - zaczał udawać głos opiekunki na co ja zaśmiałam sie jeszcze głośniej.
-Uwielbiam łamać reguły.
-Dokładnie. Po to one są, żeby je łapać - odpowiedział Levis. Staliśmy już pod moim domem.
-To do jutra sąsiedzie. -powiedziałam nadając nacisk na ostatnie słowo.
-Lepszej sąsiadki nigdy nie miałem. - odparł rozmarzonym głosem, a ja zachichotałam. Przy nim tak dobrze się czułam. Cały czas się smiałam i nie przejmowałam sie niczym. Miał to coś.
-Cześć . - rzuciłam i wsparłszy się na palcach, pocałowąłam go w policzek.
-Pa. - odpowiedział i odprowadził mnie wzrokiem do drzwi.



O matko jakie dno xd przepraszam, że tak długo nic nei wstawiałm ;/ Zrozumcie, testy i 3 blogi do ogarnięcia ;/ I jeszcze wyłączający sie internet ;/ Masakra...
Za wszystkie błędy strasznie przepraszam !
Dziękuję za wszystkie wcześniejsze komentarze, których było aż 9 ! Kocham Was <3
Zapraszam na bloga, którego prowadzę z panią Horan ;**


Pozdrawiam
black.character

sobota, 14 kwietnia 2012

IX

Przebudziłam się o 11. Czyli wróciłam do normy. Podniosłam sie leniwie z łóżka i podeszłam do okna. Odsunęłam żaluzje wpuszczając do pokoju trochę światła. Za oknem padał śnieg, a termometr wskazywał -5 stopni. Westchnęłam i z torby wyjęłam kosmetyczkę. Poszłam do łazienki i wykonałam wszystkie poranne czynności. Ubrałam ciemne jeansy, biały t-shirt i beżowy luźny sweter z nasytym misiem na środku. Rozczesałam włosy i spięłam kilka pasm. Zeszłam na dół. Na kuchennym blacie leżała karteczka. ,,Pojechałem do pracy. Wrócę o 18. Miłeo dnia. Bill.". Ojciec miał nawet ładny charakter pisma. Przypominał mój. Wzruszyłam ramionami i zrobiłam sobie tosty z nutellą. Popiłam mlekeim i brudne naczynia włożyłam do zmywarki. Nie wiedziałam po co mu ona, skoro mieszka sam. Widać leń do kwadratu. Stwierdziłam, że kiedyś w końcu trzeba sie rozpakować. Podążyłam wiec do swojego pokoju i wypakowałam wszystkie rzeczy z wielkiej torby, układając w szafie. Następnie opróżniłam torby z wczorajszych zakupów. Po godzinie odetchnęłam z ulgą, że już koniec. Chwyciłam za gitarę i zaczęłam brzdąkać po strunach.
-Bez nauczyciela lub internetu się nie obejdzie - skwitowałam i odłożyłam instrument. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał 12:30. Chwyciłam za torbę i zeszłam na dół. Postanowiłam zrobić zakupy i upichcić jakiś obiad. Włożyłam czarne emu, założyłam płaszczyk i szafil, a następnei opuściłam dom, przekluczając drzwi. Ruszyłam chwodnikiem w stronę centrum. Mimo, że mieszkałam tu zaledwie dwa dni, to już uwielbiałam to miasto. A okolica, byla wprost przepiękna.
Moim celem był duży budynek znajdujący się kilka przecznic od mojego domu. Wzięłam wózek i ruszyłam w półki. Wolnym krokiem mijałam regały oglądajac produkty i myśląc nad dzisiajszym obiadem. Może zapiekanka, lub lasagne ? Byłam przy półce z napokami gdy usłyszałam za sobą głos.
-Znów sie spotykamy - powiedział jakiś chłopak, a ja aż upuściłam karton soku pomarańczowego, którego trzymałam w ręce. - Spokojnie to tylko ja - zaśmiał sie i podniósł na szczęście nieuszkodzony kartonik.
-Przestraszyłeś mnie - skwitowałam oburzona wyrównując oddech.
-To bardzo przepraszam. Nie miałem takich zamiarów - odpowiedział i uśmiechnął się ukazując białe zęby. - Coś często na siebie wpadamy. - stwierdził, a ja przewróciłam oczami.
-Może mnie śledzisz ? - zapytałąm cwaniacko wkładając karton soku do koszyka i ruszając wolnym krokiem przed siebie. Chłoak dotrzymał mi kroku.
-A jeśli tak to co ? - odpowiedział mi pytaniem.
-Hmm... Będę musiała użyć siły - odpowiedziałam robiąc groźną minę, a ten tylko sie zaśmiał.
-Już sie boję. Ale żeby nie było niejasności to nie, nie śledzę cię. Po prostu jak każdy normalny człowiek przyszedłem do marketu zrobić zakupy - odparł z poważna miną, a ja zachichotałam.
-Normalny człowieku, gdzie zatem masz swój koszyk z zakupami ? - zapytałam a chłopak zrobił duże oczy.
-Usp! - skwitowałam i pobiegł po swój wózek. Ja zaśmiałam się głupkowato i włożyłam do własnego wózka paczkę ryżu. Chłopak po chwili pojawił sie z szrokim uśmiechem koło mnie, wraz ze swoim koszykiem. - To wszystko przez Ciebie - odparł, a ja zrobiłam duże oczy.
-Przepraszam ? A czy ja ci pazałam łazić za mną ? - zapytałam z powagą i unosząc głowę do góry pojechałam przed siebie.
-No przestań, żartowałem - chłopak zatrzymał mnie pociągając za rękę i spoglądając głęboko w oczy. Znów to uczucie. Te niebieskie oczy... ciepłe z wesołymi iskierkami. I ten uśmiech... również znajomy. - Tak w ogóle nie zdążyłem sie wczoraj przedstawić. Charlie Martin - powiedziałam i podał mi rękę.
-Brooke Tomson - uścisnęłam ją i posłałam mu ciepły uśmiech.
-Tomson, Tomson... Skąd ja znal to nazwisko... - zaczął sie zastanawiać,a ja przewróciłam oczami.
-Nie mam pojecia. Może z wcześniejszego życia ? - odparłam wyszczerzając się, a chłopak zachichotał. - A teraz wybacz, ale musze dokońcyć swoje zakupy - posłałam mu uśmiech.
-Ok. To do zobaczenia - rzucił i zasalutował jak w wojsku.
-Trzymaj się - odpowiedziałam i podążyłam dalej. Wciąż nie dawało mi to spokoju. Skąd go mogę znać ? Wkońcu odgoniałm te myśle gdy o mały włos nie trafiłam wózkiem w wielgą górę z puszkami. Wróciłam do domu obładowana siatkami. Rozpakowałam wszystko i zerknęłam na zegarek. 14:05. Przygotowałam potrzebne produkty na zapiekankę. Następnie wyłożyłam do głębokiego naczynia i położyłam na boku. Było przed 15, miałam wiec jeszcze dużo czasu. Chwyciłam za torbę, ubrałam sie i ponownie wyszłam z domu. Udałam się do galerii. Mimowolnie zerknęłam na sklep muzyczny w którym wczoraj byłam. Nie ze względu na sprzęt, ale na tego chłopaka. Charliego. Opanuj się dziewczyno ! Poszłam do kafejki i zamówiłam sobie czekoladowego shake'a. Zajęłam miejsce przy dwuosobowym stolik i upiłam łyk. Z torby wyjęłam komórkę i włączyłam kontakty. Jechałam w dół mijając wszystkich starych znajomych i rodzinę. Dojechałam do Kevina. Spojrzałam niżej. Levis. Znów zatonęłam w myślach. Odkąd przyjechałam do Nowego Yorku, nie odezwał sie ani słowem. Może zapomniał już o mnie ? Albo zaprzyjaźnił sie z kimś innym ? Tak, na pewno. Mam nadzieję, że chociaż jest szczęśliwy.
-No nie wierze . - usłysząłam głos i podniosłam wzrok.
-Znowu ty - jęknęłam kładąc głowę na stół.
-Chyba znowu TY.
-Taa, a nie mówiłam. Śledzisz mnie ! - stwierdziłam złośliwie i uniosłam brwi do góry. Charlie sie zaśmiał.
-Chciałabyś. Mogę się dosiąść ? - zapytał, a ja zdjęłam torbę z wolnego miejsca. Chłopak zajął miejsce. - Tak w ogóle to ile masz lat ? - zapytał uśmiechając się ciepło.
-No nie wiem czy mogę ci powiedzieć. Mama zakazała mi podawania danych osobowych nieznajomym - odparłam, ale na słowo mama, lekko posmutniałam.
-No ale zdradziłaś mi jak si nazywasz, więc już i tak zrobiłaś wykroczenie. - odparł z miną znawcy, a ja zachichotałam.
-16. A ty ?
-Co ? - chłopak zrobił duże oczy. - Myślałem, że z 18. - zaśmiałam się. - Ja Mam 21. - odpowiedział lekko sie uśmiechając ukazując dołeczek w policzku. Chyba trochę sie speszył.
-Wiek to tylko liczba - odpowiedziałam, a chłopak wyraźnie sie rozchmurzył.
-Popieram. Tak żeby sprostować, to nie śledziłem cię. Szukam mieszkania - jęknął i skrzywił się.
-I jak poszukiwania ? Znalazłeś coś ? - chłopak pokręcił przecząco głową - Nie martw się, w Nowym Yorku jest dużo mieszkań - odpowiedziałam chcąc go pocieszyć.
-Tylko muszę je znaleźć do jutra.
-A dlaczego jeśli mogę wiedzieć ? - zapytałam zainteresowana.
-Znaczy, ja na razie mieszkam w hotelu, a jutro jade po brata i wolałbym, żebyśmy już mieli załatwione mieszkanie - odpowiedział, a ja pokiwałam zrozumiale głową.
-Jeszcze dużo czasu do końca dnia - odparłam i przerwał nam dźwięk dzwonka. - Przepraszam - wyjęłam telefon. Bill. Nacisnęłam zieloną słuchawkę. - Halo ?
-Brooke, jestem wcześniej w domu. Idziesz ze mną na obiad czy nie ?
Jakie to ślepe. Przecież prwie przygotowany posiłek lezy w kuchni.
-Nie. Nigdzie nie idź, ja zaraz przyjdę.
-Ok czekam.
Rozłączyłam sie i schowałam telefon do torby.
-Ja już się zbieram - oznajmiłam wstając.
-Jasne. To do ponownego zobaczenia, a mam wrażenie, że z naszym szczęściem będzie to niedługo.
Zaśmiałam się. Miał rację, często na siebie wpadaliśmy.
-Powodzenia w poszukiwaniach - rzuciłam na odchodne i wyszłam z kafejki. Po 20 minutach byłam w domu. - Jestem ! - krzyknęłam i rozebrałam się. Podwinęłam rękawy i weszłam do salonu gdzie siedział ojciec.
-To co jedziemy ? - zapytał. Wyraźnie był bardzo głodny. Przwróciłam oczami.
-Wiesz co, kupie ci okulary. Na stole leży zapiekanka. Wystarczy ją włożyć od pieca i poczekać. - odparłam i zaśmiałam się, a ojciec uderzył się ręką w czoło.
-Oj źle ze mną na starość . - rzucił, a ja poszłam do kuchni i włożyłam naczynie z jedzeniem do piekarnika. Po połowie godziny było gotowe. Zjedliśmy i posprzątałam wszystko. - Świetnie gotujesz - pochwalił mnie i uśmiechnał się na co ja odpowiedziałam tym samym.

O 20 siedziałam na sofie skacząc po kanałach. Dołączył do mnie ojciec.
-Co oglądasz ? - zapytał otwierając laptopa.
-Sama nie wiem. Nie ma nic ciekawego - jęknęłam rzucając sie na poduszkę.
-Tam masz płyty z filmami, może cos wybierzesz - wskazał na wysoki regał z płytami. Podniosłam sie leniwie i podeszłam do niego. Filmów było tak dużo, że nei wiedziałam który wybrać. Po 10 minutach zdecydowałam się na ,,Mamma Mia!". Włożyłam płytę do odtwarzacza DVD.
-Zaraz wracam - powiedziałam i poszłam do kuchni. Z zamrażalnika wyjęłam lody i dwie łyżeczki. Wróciłam do pokoju i usiadłam po turecku na sofie. Kliknęłam przycisk Play i otworzyłam pudełko. Ojciec wyłączył laptopa i odłożył go na bok. Podałam mu łyżeczkę.
-Mamma mia ? - zaptał słysząc piosenkę w tle.
-Dokładnie. - po chwili jednak przypomniał mi sie pewien szczegół - Ulubiony film mamy... - dodałam smutno, a ojciec przeszył mnie wzrokiem. Nie wiedział za bardzo jak się zachować. Wyręczyłam go i zaczełam śpiewać tytułową piosenkę. Obejrzeliśmy cały film śmiejąc się i śpiewając czasem.  - Niezły jesteś - skwitowałam gdy film sie skończył i tym samym nasz śpiew.
-Czasem ćwiczę pod prysznicem - oznajmił, a ja zaśmiałam się.
-Idę spać - powiedziałam i wstałam z miejsca. - Dobranoc.
-Dobranoc - odpowiedział mi i odprowadził wzrokiem. Może liczył na cos wiecej ? Na chociażby głupi uścisk ? Jeszcze nie czas...
Wzięłam szybki przysznic, umyłam zeby i wskoczyłam do łóżka. Odetchnęłam głęboko jak każdego wieczora. Szybko ogarnęłam cały dzisiajszy dzień. Charlie był na prawdę miły. Polubiłam go. Trochę się speszył gdy dowiedział sie ile mam lat, ale mam nadzieję, że to nie zmieni jego stosunku do mnie ? Nie, nie jest taki. Zresztą czym ja sie przejmuję ? Ledwie go znam... Przestań o nim myśleć ! Po połowie godziny odpłynęłam pogrążając się w głębokim śnie.




Ble ble ble. Nie podoba mi sie w ogóle ;/ Taki jakiś bezsensowny.
Postaram się, aby następny był lepszy ((; A kiedy dodam, to nie mam pojęcia.
Za wszystkie błędy przepraszam !

Zapraszam na nowego bloga o ONE DIRECTION, którego założyłam razem z moją kochaną panią Horan . Wpadajcie i zostawiajcie komentarze ((;


Pozdrawiam
black.character

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

VIII

Jechaliśmy w milczeniu, a ja wsłuchiwałam się w najnowszą piosenkę Rihanny. Opuściliśmy auto i weszliśmy do tej samej restauracji co dnia wcześniejszego. Zajęliśmy miejsca przy tym samym stoliku. Tak jak dnia poprzedniego wpatrywałam się w otoczenie.
-Więc...
-Więc ? - przerwałam mu patrząc pytająco.
-Widzę, że szybko nowych znajomych znajdujesz - stwierdził, a ja uniosłam brwi, a następnie wzruszyłam ramionami.
-Po prostu pomógł mi wszystko zanieść. Zresztą sam wybierał mi sprzęt - odpowiedziałam nudnym głosem.
-Mhm... A jak ma na imię ? - zapytał niepewnie. Chyba postanowił przejść za linie bezpieczeństwa i stać sie bardziej dociekliwym.
-Em.. nie wiem. - wzruszyłam głupkowato ramionami. Dostaliśmy nasze zamówienia i zabraliśmy się do jedzenia.
-Mogę o coś zapytać ? - zaczął niepewnie, a ja pokiwałam głową. - Jak mnie zobaczyłaś to od razu uwierzyłaś, że jestem twoim ojcem. Skąd miałaś pewność? Ja byłem pewny, że będę musiał ci pokazywać dokumenty, żebyś mi uwierzyła...
-Hmm... Mamy takie same oczy. Mama miała piwne - odpowiedziałam, a kąciki jego ust uniosły się.
-Zauważyłaś - stwierdził z uśmiechem.
-A mogę teraz ja o coś zapytać ? - spojrzałam na niego. I tak zapytałabym, nawet gdyby się nie zgodził. Skinął głową - Opowiedz mi o mamie. Jaka była gdy się poznaliście ?
Pomyślał chwilkę chcąc chyba dobrać odpowiednie słowa.
-Poznaliśmy się w szkole średniej. Zaczęliśmy się spotykać w 3 klasie. Mieliśmy wtedy po 16 lat. Byłem nie lada farciarzem, bo twoja mama była jedną z najbardziej popularnych dziewczyn w szkole. Przewodniczącą chilliderek. Piękna, wysoka, z idealną figurą, brązowymi włosami. Dokładnie taka jak ty. - spojrzał na mnie przeszywającym wzrokiem, a serce mi mocniej zabiło - Wszystko zaczęło się na imprezie u Dave'a. Twoja mama nie należała do grzecznych dziewczynek. Wypiła za dużo alkoholu, a ja odprowadziłem ją do domu. Z czasem zaczęliśmy się spotykać i tak rodziło sie między nami uczucie. Mieliśmy wiele sprzeczek, Lily była uparta, rozkapryszona i cały czas pakowała sie w kłopoty. - zaśmiał się, a ja razem z nim - Później było już tylko lepiej. Mieliśmy 20 lat. Może to głupie, bo byliśmy młodzi, ale postanowiłem się oświadczyć. Kochałem twoją matkę nad życie. No i... zerwała ze mną. Nie chciała powiedzieć co sie stało, kazała wyjechać. Po 16 latach dowiedziałem się, że mam córkę. Brooke Tomson - spojrzał na mnie z uśmiechem - Piękną, inteligentną. Kopia Lily. - spuściłam wzrok w dół. Jedliśmy w milczeniu. Myślałam nad tym co ojciec mi teraz powiedział. Miał racje. Mama była strasznie uparta i na pewno miałam to po niej. 
Bill zapłacił za obiad i opuściliśmy lokal. W domu znaleźliśmy się o 18:40. Wyszłam do domu i rozebrałam się.Wzięłam swoje zakupy do pokoju, a ojciec przyniósł gitarę i wzmacniacz po czym podłączył wszystko. 
-Wreszcie - szepnęłam. Chwyciłam za gitarę i pociągnęłam kostką w dół. Wydała głośny dźwięk. Pokiwałam uradowana głową i zaczęłam ,,grać". Wciągnęłam w zabawę także ojca, który okazał się dobrym improwizatorem. Po połowie godzin wygłupów zeszliśmy na dół. Usiadłam na sofie, a ojciec przyniósł szklanki z colą. - Dzięki - posłałam mu uśmiech i chwyciłam za szklankę. Czy tego chciałam czy nie, coraz bardziej go lubiłam. - Em.. Bill, mam do Ciebie prośbę - zwróciłam się do bruneta. - Czy... Mógłby do mnie wpaść przyjaciel na weekend ? W sensie czy mógłby nocować ? - zapytałam słodkim głosikiem. 
-Hm... A mogę wiedzieć ile ma lat ? - zapytał z troską i wypił łyk coli.
-Jest w moim wieku. Jechaliśmy do niego zanim przyjechaliśmy do Nowego Yorku. - odpowiedziałam a ten zrobił minę myśliciela - Bardzo mi zależy - dodałam mając nadzieję, że to go przekona.
-Nie widzę problemu. - powiedział i uśmiechnął się. Odpowiedziałam tym samym. Włączyliśmy telewizję i obejrzeliśmy jakąś komedię. - Em.. Brooke. Ten tydzień jeszcze trwają u nas ferie, ale od przyszłego pójdziesz do szkoły ok ? - zapytał tak jakbym niby mogła jakimś cudem odmówić chodzenia do szkoły.
-Dobrze. Tylko proszę, niech to będzie szkoła publiczna, a nie jakaś prywacizna - jęknęłam, a on się zaśmiał.
-Zwykła szkoła, dla normalnych nastolatków. Nie martw się nie jestem taki straszny na jakiego wyglądam - odpowiedział i puścił mi oczko. Z czasem robił sie coraz bardziej swobodny. 
-Mogę o coś zapytać ? - wypaliłam przymykając jedno oko.
-Jasne. Pytaj o co chcesz - zachęcił mnie.
-Masz kogoś ? W sensie dziewczynę, narzeczoną ? 
Ten spojrzał w dół i pokręcił przecząco głową. 
-Nie. Kiedyś miałem niejaką Jenny. Dokładniej 5 lat temu. Ale... to nie było to samo co z Lily. Traktowałem Jenny jak przyjaciółkę chociaż chciałem sie w niej zakochać. Nie umiałem. Od tego czasu nie szukam nikogo innego. - skończył swoją historię, a mi zrobiło sie głupio.
-Przepraszam, nie wiedziałam - odparłam spuszczając głowę. 
-Nic sie nie stało. Chcę abyś mnie poznała. W końcu jesteś skazana na moje towarzystwo - odpowiedział, a ja się zaśmiałam.
-Masz zamiar być wiecznym kawalerem ? - zapytałam unosząc jedną brew.
-Nie wiem. Zobaczymy - odparł i łyknął napój. 
-Podobasz się Glori. Widziałam jak na Ciebie patrzy - skomentowałam i zaśmiałam się.
-Niby jak ? - zainteresował się poprawiając miejsce.
-No tak zalotnie i uśmiecha sie cały czas. - zaśmiałam się na widok jego miny - Zmęczona jestem. Idę spać. Dobranoc.
-Dobranoc.
-I dziękuję jeszcze raz za dzisiaj - dodałam posyłając mu uśmiech.
-Nie ma za co.
Pobiegłam do góry i wzięłam długą kąpiel. Wpisałam wiadomość sms o treści ,,Z tatą załatwione. Przyjeżdżaj kiedy chcesz. Dobranoc". Miałam wysłać do Kevina i zobaczyłam pod kontaktem imię. Levis. Co teraz się z nim działo ? Nie odzywał się. Wysłałam sms'a do Kevina i położyłam się. Zamknęłam oczy i zobaczyłam tego chłopaka ze sklepu. Szatyna o niebieskich oczach. Te oczy mnie dręczyły. Gdzieś je już widziałam. Ale gdzie ? Nie mogłam sobie przypomnieć, więc odleciałam do krainy snów.




Kochani, jesteście wspaniali, więc dodaję dzisiaj drugi rozdział ! Pierwszy raz w mojej ,,karierze" dodają drugi rozdział tego samego dnia ! Dziękuję za te 5 komentarzy ((; Jeśli mam być szczera to myślałam, że będzie mniej czytelników q;
I jak wam sie podoba ? 
Za wszystkie błędy przepraszam.
Pozdrawiam
black.character

VII

Przebudziłam się o 6:25. Słońce właśnie wstawało i świeciło mi po oczach. Nie chciało mi się podejść do rolet, wiec przykryłam sie kołdrą. Niestety uniemożliwiło mi to ponowne zaśnięcie. o 6:45 postanowiłam wstać. Leniwie podniosłam sie i przeciągnęłam. Wzięłam ze sobą kosmetyczkę i poszłam do łazienki. Doprowadziłam sie do normalnego stanu i w pidżamie zeszłam na dół już przytomna. W kuchni siedział już ubrany Bill i czytał jakąś gazetę.
-Dzień dobry - powiedział i posłał mi uśmiech.
-Cześć - rzuciłam od niechcenia i otworzyłam lodówkę. Wyjęłam z niej mleko, a następnie do miseczki wsypałam sobie płatków kukurydzianych. Zalałam je mlekiem i wyjęłam z szyflady łyżkę. Zajęłam miejsce na przeciwko ojca.
-Jak siespało ? - zapytał obserwując mnie. Wzruszyłam ramionami.
-Normalnie - odparłam chrypiąc płatkami.
-Słuchaj, może skoro już nie śpisz to pojedziesz ze mną do redakcji ? Pokaże Ci jak pracuje i takie tam - zaproponował, a ja pomyślałam, że to nie taki zły pomysł - Będziesz mogła iść na zakupy gdy będę miał spotkanie. - dodał nie słysząc mojej odpowiedzi.
-Ok, mogę jechać - odpowiedziałam nudnym głosem, a ojciec pokiwał głową.
-O 7:30 wyjeżdżam - rzucił i wiecej już nie rozmawialiśmy. Pustą miseczkę odłożyłam do zlewu i pobiegłam do góry aby sieę ubrać. Z walizki wyjęłam granatowe spodnie, czarny t-shirt, biały duży sweterek i bieliznę. Przebrałam się szybko i rozczesałam moje pofalowane włosy. Spojrzałam na zegarek 7:25. Ja miałam jeszcze tydzień ferii, Kevin nie.. Postanowiłam zadzwonić, na pewno już nie spał. Wybrałam numer. Jedne sygnał, drugi.
-Hej Brooke. Coś sie stało ? - zapytał niepewnie.
-To już zadzwonić do Ciebie nie mogę ?
-Możesz możesz. Jak pierwsza noc na nowym miejscu ?
-Aaa... nie najgorzej. Zaraz jade z ojcem do redakcji... - odparłam bez entuzjazmu.
-Widzę postępy. Do redakcji New York Times'a. Kurde zazdroszczę - rzucił i zaczął sie smiać.
-To nie jest śmieszne ! - skarciłam go.
-No żartuję. Czym sie przejmujesz ? myslałaś coś nad waszą wczorajszą rozmową ?
-Em.. nie...
-Brooke jade ! - usłyszałam krzyk ojca z dołu.
-Ey ja kończe bo już jedziemy.
-Ok, baw sie dobrze.
-Wzajemnie - odparłam śmiejąc sie.
-Dzięki wielkie. - odpowiedział sarkastycznie, a ja rozłączyłam sie. Wrzuciłam telefon do brązowej torby i opuściłam pokój. Zbiegłam po schodach i przywyjściu ubrałam czarne buty emu. Założyłam płaszczyk i szalik i wyszliśmy z domu. Droga do redakcji zajęła niespełna 10 minut. Na szczeście nie było zbyt dużych korków. Wysiadłam z auta i podążyłam z ojcem do drzwi głównych. Przekroczylismy próg. Już na wstępie wszyscy z szacunkiem witali sie z Billem i dziwacznie patrzyli na mnie. Zauważyłam, że recepcjonistka mówi coś do kobiety i nagle patrzą się na mnie z ciekawością. Co sobie myślały ? Nie obchodziło mnie to. Weszliśmy do windy i pojechaliśmy na 32 piętro. Zobaczyłam duże pomieszczenie z boksami obok siebie. Bill ze wszystkimi sie widał i prowadził mnie do swojego gabinetu. Przed drzwiami stał owy mężczyzna z którym wczoraj rozmawiał ojciec. Zrobił na prawdę zdziwioną mine widząc nas razem i wskazywał to na mnei to na Billa.
-Dzień dobry o przełożony - powiedział mężczyzna głupkowatym głosem.
-Cześć Dave. Emm... To moja córka, Brooke - przedstawił mnie posyłając mu spojrzenie mające oznaczać ,,udawaj, że nic o niej nie słyszałeś".
-Cześć Brooke, Dave jestem, miło cię poznać - mężczyzna wyciągnął w moją stronę rękę, a ja ją uścisnęłam bez słowa. - Przyśle ci materiały e-mailem. - rzucił na odchodne i ruszył do swojego boksu. Na końcu korytarza ojciec otworzył przede mną drzwi i przepuścił mnie w nich. Moim oczom ukazał się duży i przytulny gabinet.
-Podoba ci się ? - zapytał zdejmując kurtkę i odwieszając ną na wieszak.
-Moze być - odpowiedziałam oschle i podeszłam do ściany, która cała służyła jako okno. Zza szkła ujrzałam całe miasto. Widok był po prostu przepiękny. Tyle wieżowców, ruchliwych ulic i słońce które unosiło sie coraz wyżej.
-Pozwolisz, że przejrzę dokumenty, a później oprowadzę cię po redakcji - odparł i zasiadł na potężnym fotelu na przeciwko laptopa. Ja podeszłam do regałów z książkami. Przeglądałam je i znalazłam kilka, które miałam w swoim starym domu i które czytała też mama. Zaśmiałam się widząc sagę jednej z książek.
-Czytasz Harrego Pottera ? - zapytałam patrząc na ojca ze śmiechem.
-Tak, bardzo ciekawa ksiażka. A poza tym zanim byłem vice dyrektorem naczelnym to musiałem zrobić wywiad z J.K.Rowling. Stwierdziłem, że najlepiej będzie jak przeczytam jej książki, wtedy byłbym obeznany.
Pokiwałam tylko głową i wyjęłam jedną z nich. Otworzyłam i na pierwszej stroniej ukazał się autograf pisarki. Byłam ciekawa ile autografów ojciec już nabył. Po 10 minutach wyszliśmy z gabinetu. Wszystkie spojrzenia skierowane były na nas, ale nie przejmowałam się tym. Po 3 godzinach zwiedziałam już większość redakcji. Była na prawdę ogromna. Poznałam Glorię, sekretarkę ojca i jeszcze kilka osób, których imion nie mogłam spamiętać.
Poszliśmy na lunch i zatrzymaliśmy się przy dużej galerii.
-Ok, Brooke, ja muszę iść na spotkanie. Jest godzina - spojrzał na swój srebny zegarek z Rolexa - 12:20. Może spotkajmy się o hmm.. 16-17 ? - zapytał wyczekującym głosem, a ja skinełam głową. - Em... mam coś dla Ciebie - z portfela wyjął sredrną kartę i wręczył mi ją, a ja zrobiłam duże oczy.
-Ale...
-Proszę weź ją. Kup sobie co chcesz, nie znam sie na cenach gitar, wiec i tak nie wiedziałbym ile Ci dać. Jak cos dzwoń okej ? - zapytał troskliwie kładąc mi rękę na ramieniu.
-Emm... ale nie mam twojego numeru - zwróciłam sie do niego i podałam mu telefon, żeby wpisał numer.
-Dobra, ja będę leciał. Zdzwonimy się. Cześć - odwrócił sie, a ja poczułam, że muszę cos zrobić.
-Emm.. Bill ! - zatrzymałam go. Odwrócił się. - Dziękuję - posłałam mu delikatny uśmiech, a ten odwdzięczył mi sie tym samym i odszedł. Odetchnełam głęboko i wyszłam do zatłoczonej galerii. Zakupy były jedną z rzeczy, którą jak chyba większość kobiet kochałam. Rzuciłam sie w wir zakupów. O 16 zakończyłam swoje podboje sklepów. Ta srebrna karta to był chyba zły pomysł, bo nie miałam pojęcia ile już na niej ubyło. Ostatnim sklepem był sklep muzyczny. Przekroczyłam próg i moim oczom ukazały sie przeróżne instrumenty. Perkusje, pianina, skrzypce, wiolonczele i w końcu moje upragnione gitary. Klasyki, akustyki, elektryki i bassy.
-Przepraszam w czymś pomóc ? - usłyszałam głos, który zwalił mnie z nóg. Spojrzałam w bok i ujrzałam szatyna o głębokich, błękitnych oczach. Gdzieś je już widziałam. Chłopak mógł mieć nie wiecej niż 20 lat. Uśmiechnął sie do mnie uprzejmie wyczekując odpowiedzi. Potrząsnęłam głową i pomyślałam.
-Yyyy... Szukam gitary - odpowiedziałam głupkowato. W końcu stałam wśród tych instrumentów. Chłopak zaśmiał się.
-Jakieś konkretnie?
-Konkretnie to elektrycznej... - odpowiedziałam nie spuszczając z niego wzroku.
-Grasz już czy dopiero zaczynasz ? - wypytywał dalej prowadząc mnie za sobą.
-Dopiero zaczynam. - oznajmiłam patrząc na cuda jakie mijaliśmy.
-Hmm.. No to mógłbym polecić tę - zdjął z wieszaka biało-niebieską gitarę. - Fender Telecaster. Standart tu w Ameryce. Już dla bardziej zaawansowanych Stratocaster. - pokazał mi gitarę, a ja chwyciłam ją prawie padając na ziemię. Chłopak przytrzymał mnie za rękę, żebym nie upadła.
-Cięzka - skomentowałam czując, że robie z siebie totalną kretynkę.
-Normalne, ale przyzwyczaisz się - odpowiedział uśmiechając sie słodko, ukazując słodki dołeczek w lewym policzku. Nogi sie pode mną ugięły.
-To ja ją wezm - oznajmiłam i potrząsnęłam gitarą, którą trzymałam w ręce.
-Ok. Em.. to teraz chodź wybrać wzmacniacz - oznajmił i poprowadził mnie za sobą do innego działu. - Trochę tego jest - poinformował mnie drapiąc się za głową i wskazując na ogromny wybór sprzętu.
-Zdaję sie na Ciebie - oznajmiłam i uśmeichnełam się. - Byle był duży i nie zepsuł sie po pięciu minutach - dodałam i poruszyłam brwiami.
-W takim razie najlepszy będzie Marshall. - wskazał na jeden z nich. Był dość duży, wiec zgodziłam sie bez wahania. Dobraliśmy do wszystkeigo futerały i kable. Zapłaciłam za zakup i lekko sie skrzywiłam. Niby jakim cudem miałam to wszystko udźwignąć ? - Emm... może ci pomóc ? - zaoferował sie szatyn widząc moje starania.
-Nie trzeba. Dam sobie radę - oznajmiłam szczerze w to wątpięc. Podniosłam po raz kolejny futerał z gitarą. Udało się, ale wzmacniacza nie mogłam unieśc. Przperaszam, ale strong man'em nie jestem !
-Może jednak pomoge. Mark ! Zajmij moje miejsce, wróce za chwile ok ?! - krzyknął do ciemnoskórego kolegi, który machnął mu ręką. Chłopak podszedł do mnie i pochwycił rzeczy kupione w jego sklepie.
-Dzięki - tylko tyle zdołałam wypowiedzieć, bo zadzwonił mój telefon - Przepraszam. - zwróciłąm sie do chłopaka i nacisnęłam zieloną słuchawkę. - Halo ?
-Brooke już wszystko załatwione, czekam pod galerią. - oznajmił ojciec.
-Ok, już schodzę .
-Moze ci pomóc ? - zaoferował się.
-Nie, poradzę sobie. Zaraz będę - odpowiedziałam i rozłączyłam się.
-Do wyjścia ? - zapytał szatyn, a ja pokiwałam głową. - Jesteś stąd ? - zapytał chcąc ciagnąć dalej rozmowę.
-Tak. Przeprowadziłam sie tu kilka dni temu z Chicago. - oznajmiłam posyłając mu uśmiech.
-O ! Dokładnie tak jak ja ! - odpowiedział robiąc duże oczy. Dziwne...
-Jakiś zbieg okoliczności - stwierdziłam uśmiechajac się.
-Możliwe. Czemu sie przeprowadziłaś ? - zadał to pytanie, którego usłyszeć nie chciałam. Widząc moją minę dodał - Ale nie musisz mówić jak nei chcesz. W końcu nie moja sprawa.
-Nie o to chodzi. Po prostu... nie chcę o tym mówić - odpowiedziałam usprawiedliwiajac sie, a ten tylko pokiwał głową i uśmiechnął się. Zarażał optymizmem. Zauważyłam stojącego ojca przed autem. - Ja już musze isć. Dzięki za wszystko i jeszcze raz przepraszam - powiedziałam posyłając mu przepraszające spojrzenie, a ten postawił moje zakupy na ziemię.
-Nie ma za co. Może kiedyś sie dowiem - odpowiedział puszczając mi oczko. - Cześć - dodał i odszedł.
-Cześć - machnełam mu ręką i obok mnei zmaterializował sie Bill.
-Gotowa ? - zapytał nie spuszczajac wzroku od oddalającego sie chłopaka.
-Tak - oznajmiłam i zapakowałam torby z zakupami do bagażnika. Ojciec wrzucił gitarę ze wzmacniaczem i zamknął klapę. Wsiadłam do samochodu i zapięłam pasy.
-To co, jedziemy coś zjeść ? - zapytał odpalając auto, a ja pokiwałam głową włączajac radio.






((;
I jak podoba się ?
Dziękuje bardzo za wszystkie komentarze i ciepłe słowa ;***
Jesteście cudowni ((;
Pozdrawiam
black.character

piątek, 6 kwietnia 2012

VI

Podniosłam sie z łóżka i podeszłam do torby. Wyjęłam z niej kosmetyczkę. Poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic, aby orzeźwić się po długiej podróży. Wysuszyłam starannie włosy i usłyszłąma pukanie do drzwi.
-Tak ? - zapytałam będąc w samej bieliźnie.
-Kocha.. Em... - zawahał się przed użyciem słowa kochanie. I dobrze, niech sobie za dużo nie wyobraża. - Brooke, może pójdziemy na kolację na miasto ? - zaproponował, a ja nie odzywałam sie przez chwilkę.
-Może być - skwitowałam w końcu znudzonym głosem.
-To czekam na dole - odparł i po chwili usłyszałam jego oddalające sie kroki. Wyszłam z łazienki i z torby wyjęłam czarne spodnie, czarne buty emu, biały t-shirt i zielony golf zwazywszy na mrozy panujące w lutym. Ubrałam się, ułożyłam włosy i zrobiłam delikatny makijaż. Wrzuciwszy do brązowej torebki telefon, założyłam ją na ramię i zeszłam na dół. Założyłam swój czerwony płaszcz i przewiązałam się niebieskim szalikiem. Przy drzwiach stał ojciec.
-Gotowa, możemy iść - oznajmiłam, a ten uśmiechnął się i puścił mnie w drzwiach. - Jedziemy autem ? - zapytałam wskazując palcem na czarne Porshe.
-Twój wybór.
Czyli samowolka ? Nieźle kombinujesz tatuśku. Wzruszyłam ramionami i podeszłam do auta. Otworzywszy drzwiczki, zajęłam miejsce pasażera i zapięłam pasy. Chwilke później opuściliśmy podjazd i udaliśmy się w stronę centrum. Włączyłam radio i nastalowałam moją ulubioną stację. Już któryś raz słyszałam tę samą piosenkę w radiu. Patrząc w okno poruszałam ustami wypowiadając słowa piosenki. Gdy się skończyła spiker przemówił.
-,,What makes you beautiful" zespołu One Direction cały czas utrzymuję sie na pierwszym miejscu. Interesującą wiadomością dla fanów będzie trasa koncertowa chłopaków po Ameryce. Startują już w marcu i wystąpią tekże w Nowym Yorku. Nie możemy się już doczekać. A teraz zmieniamy klimat na ACDC ,,Higway to hell" .
Zabrzmiały pierwsze dźwięki piosenki, a ja przeniosłam wzrok na Billa.
-Znasz ten zespół który będzie w Ameryce ?
-Hmm... miałem jakąś wzmiankę o tym, ale pewnie w marcu dopiero zawrzeje. A dlaczego pytasz ? - przeniósł na mnie wzrok. Wzeruszyłam ramionami i spojrzałam ponownie przez okno.
-Mówiłeś, że masz styczność z gwiazdami, wiec sie pytam.
Zatrzymaliśmy się na parkingu wśród innych samochodów równie dobrej marki. Wysiadłam i czekałam, aż mój opiekun mnie poprowadzi. Przeszliśmy kawałek ulicą i Weszliśmy do jednego z lokali. Było tu dość tłoczno. W restauracji dominował kolor granatowy i czerwony. Rozebraliśmy się, a następni zajęliśmy jeden z wielu dwuosobowych stolików. Otworzyłam kardę menu. Siedzieliśmy w ciszy. Krępującej ciszy. Przynajmniej dla mojego towarzysza. Ja udawałam wyluzowaną i nieprzejmującą sie niczym rozkapryszoną nastolatkę. Po chwili podeszła do nas kelnerka. Mniej więcej w moim wieku. Miała długie kruczoczarne włosy związane w końcki ogon, piwne oczy podkreśline czarną kredką i miły, naturalny uśmiech.
-Dobry wieczór. Co podać ? - zapytała wyjmując spod ucha mały ołówek i przytykając go do kartki. Ojciec spojrzał na mnie.
-Dla mnie sałatka cezar - odparłam odkładajac menu.
-Dobrze, a dla pana ? - spojrzała na Billa ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
-Panierowany kurczak, sałatka grecka i puree.
-Dziękuję. A cos do picia ?
-Dla mnie sok pomarańczowy - wyprzedziłam pytanie ojca.
-Dla mnie lampka czerwonego wina - odparł i posłał dziewczynie uśmiech. Ta wzięła karty z menu i podążyła w stronę kuchni. Panowała niezręczna cisza. Ja oglądałam wystrój restauracji i patrzyłam na paznokcie przez jakieś 5 minut. - Długo będziesz mnie traktować z góry ? - zapytał ojciec, a mi serce zabiło moniej. Przeniosła na niego wzrok.
-Nie wiem o czym mówisz - odparłam udając niewiniątko powracając do wcześniejszego jakże interesującego zajęcia jakim było liczenie niebieskich kropek na białej serwetce.
-Doskonale wiesz. Jestem inteligentną dziewczynką. Po mamie - podparł sie na łokciach i popatrzył na mnie. Mimowolnie przeniosłam na niego wzrok. Nasze zielone oczy się spotkały. Przyjrzałam sie mu lepiej. Miałam nietylko jego oczy. Odziedziczyłam po nim takrze nos i zmarszczki na czole jakie miał gdy był zamyślony. - Na prawdę nie miałem pojęcia, że sie urodziłaś. Przepraszam Cie za to. Wiem, powinienem po latach spytać się Lily dlaczego mnie odtrąciła, ale nie miałem odwagi. Napisała mi, że jeśli ją kocham, to wyjadę. A wierz mi kochałem ją nad życie. Zresztą nie miałem z nią później kontaktu. Wyprowadziła się. Wcześniej mieszkała w Buffalo. Na prawdę nie mogłem nic zrobić - powiedział cały czas patrząc mi w oczy. Czy człowiek potrafi patrzeć komuś głęboko w oczy i kłamać ? Ja nie umiałam. Mówił o mamie z taką... pasją. Na prawdę ją kochał. Boczułam gulę w gardle, a moje oczy delikatnie sie zaszkliły. Postanowiłam być twarda. Odwróciłam wzrok. - Wierzysz mi ? - zapytał z nadzieję.
-Ja... nie umiem. Nie mogę tego pojąć. To dlaczego mama nigdy nie chciała o tobie mówić ? - wciąz dręczyło mnie to pytanie i musiałam wypowiedzieć je na głos. Czemu ona chciała, żeby ojciec mnie zostawił ? Nas zostawił. Potrzebowałam ojca Nigdy go nie miałam. Nawet mój zmarły dziadek nie mógł mi go zastąpić. Nawet wujek George, którego tak kochałam i którego też już nie było pośród nas.
-Brooke - ojciec ujął moją dłoń w swoje - Proszę uwierz mi. Albo chociaż postaraj sie. Przemyśl wszystko na spokojnie. - gładził delikatnie moją dłoń opuszkami palców. O dziwo nie odtrącałam jej. - Chcę zacząć wszystko od nowa. Z tobą ...
W tym momencie kelnerka przyniosła jedzenie i życzyła smacznego. Aż do końca kolacji żadne z nas sie nie odzywało. Opuściliśmy restaurację zostawiajac duży napiwek i podążyliśmy w stronę auta. Śnieg padał dużymi płatkami, które podziwiałam zza szyby w aucie. W radio leciały samę smętne piosenki. Nie miałam odwagi sie odezwać. Musiałam to wszystko przemyśleć. Niepostrzeżenie uroniłam jedną łzę. Ojciec zgasił silnik. Bylismy na podjeździe. Odpięłam pasy i pociagnełam nosen.
-Płaczesz ? - zapytał z nieukrywaną troską.
-Nie - odpowiedziałam szybko i wyszłam z auta. Wbiegłam do domu i szybko rozebrałam się przy wejściu. Pobiegłam na górę do swojego nowego pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i rzuciłam sie na łóżko. Zakryłam dłońmi twarz i odetchnęłam głęboko. Czemu to wszystko musi być takie trudne ? Usłysząłam dźwięk mojej komórki. Odpięłam torbę, którą rzuciłam na łóżku i wyjęłam telefon. KEVIN. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-No hej.
-Hej Brooke. I jak ? - po drugiej stronie usłysząłam głos szatyna.
-W miare. Właśnie wróciłąm z kolacji z ojcem... - starałam sie aby mój głos brzmiał normalnie.
-Serio ? I jak było ?
-Emm... Przepraszał mnie i ponownie wyjaśniał jak to wszystko było. Kevin.. ja... nie wiem co robić - wymamrotałam jąkając się.
-Brooke posłuchaj. Musisz wszystko przemyśleć na spokojnie. Ja sie nie wtrącam, bo to nie moja sprawa. Wiedz jednak, że możesz do mnie dzwonić kiedy tylko chcesz. Obiecaj, że zadzwonisz jeśli będziesz miała problem dobrze ? - usłysząłam jego troskliwy ton.
-Dobra. Będę pamiętała. A jak u Ciebie ? - spróbowałam zmienić temat.
-Własnie. Słuchaj za tydzień zaczynają mi sie ferie. Mógłbym wpaść na przyszły weekend do Ciebie ? Głupio mi tak o to prosić, ale...
-Przyjeżdżaj kiedy chcesz. Pogadam z Billem, musi sie zgodzić. - przerwałam mu - Przyjedziesz w piątek czy sobotę ?
-Raczej w piatek, ale jeszcze się zdzwonimy. Dzięki wielkie. - odpowiedział z lekką ulgą.
-Nie ma za co. To ja dziękuję, że chcesz być przy mnie.
Po drugiej stronie usłyszałam ciszę.
-Tęsknie za Tobą - wymamrotał, a z oczu poleciała mi jedna samotna łza.
-Ja za Tobą też. - odpowiedziałam szeptem
-Idź spać. W razie czego dzwoń. Dobranoc - poinformował mnie ciepłym głosem.
-Dzięki. Śpij dobrze - rozłączyłam sie i odłożyłam telefon na szafkę nocną. Z torby wyjęłam pidżame i poszłam do łazienki. Zmyłam makijaż i wykąpałam się.  Zamknęłam drzwi od łazienki i opuściłam pokój. Po cichu ruszyłam w stronę schodów do kuchni, po szklankę wody. Idąc po schodach usłysząłam rozmowę Billa z jakimś mężczyzną. Rozmawiali przez Skyp'a.
-Aż tak źle ? - zapytał mężczyzna o śniadej cerze i czarnych włosach.
-Gorzej. Nie wiem jak do niej dotrzeć. Na prawdę stary, staram się, ale ona jest nieugięta. Czysta Lily. Uparta jak osioł.
-Może nie płaszcz sie przed nią. Sama przyjdzie.
-Taa z siekierą - odparł sarkastycznie Bill i potrząsnął głową.
-Stary... jak na moje oko to ona stara ci sie dopiec. Nie wiem czemu tak robi, ale musi mieć jakiś powód. Zachowuj sie normalnie - poradził kolega, a ja tylko zastanawiałam sie czy czasem nei jest psychologiem.
-Dobra dzięki. Kończe. Do jutra - rozłączył się, a ja wroczyłam do kuchni - Cos sie stało ? - zapytał zamykając laptopa.
-Nie chcę tylko wodę. - nalałam sobie mineralki w szklankę i podążyłam na górę - Dobranoc.
-Dobranoc - odpowiedział mi odprowadzajac wzrokiem. Weszłam do pokoju i ustawiłam szklankę koło łóżka. Położyłam się i odetchnęłam głęboko. Nim sie obejrzałam zasnęłam nie myśląc o niczym.




No to jest szóstka. Dziękuję za te kilka komentarzy przy wcześniejszym poście ;)) Będę pisać chociażby dla tej trójki czy czwórki czytelników ;))
Za wszystkie błędy przepraszam
Pozdrawiam
black.character

wtorek, 3 kwietnia 2012

V

-W Nowym Yorku ? - wyszeptałam, ale ojciec nie usłyszał, bo już szedł w stronę drzwi dyrektorki. Oparłam się o ścianę wciąż mając otawrte szeroko oczy i grymas na twarzy.
-Już wyjeżdżasz ? - zapytał mnie znany głos. Podniosłam głowe i spojrzałam w pełne iskierek oczy Levisa.
-Tak.. tylko coś ojciec jeszcze podpisuje.
-Słuchaj muszę Ci coś powiedzieć.
-Wyprowadzam się do Nowego Yorku - nie wytrzymałam w końcu. Oczy mojego towarzysza rozbłysły jeszcze jaśniej.
-Oo.. Na prawde ? - zapytał a kąciki jego ust lekko się uniosły. Czułam, że powstrzymuje się od śmiechu. Na jego pytanie pokiwałam tylko głową.
-Co chciałeś mi powiedzieć ?
-A no, bo ja.. Em.. będę tęsknił - po wypowiedzeniu tych słów przytulił mnie, albo raczej przydusił do siebie przez co zabrakło mi powietrza w płucach.
-Nie zapomnisz o mnie ? - wypowiedziałam ostatkami sił. Na szczęście wypuścił mnie z objęć, spojrzał w oczy i uśmiechnął się.
-Choć bym się starał to nie zapomnę.
W tym momencie ojciec już podążał w naszą stronę. Spojrzeliśmy z Levisem sobie w oczy po czym znowu go przytuliłam.
-To może ja już wyjde ? - zaproponował mój nowy opiekun.
-Nie ma potrzeby. Muszę już iść. Do zobaczenia.. yy.. kiedyś - uśmiechnął się, pocałował mnie w policzek i pobiegł do góry. Wydało mi się to zbyt podejrzane, ale postanowiłam nie rozmyślać zbyt dużo. Ojciec wziął moją walizkę i wyszliśmy z mojego trzydniowego domu. Przy ulicy zaparkowane było czarne Porsche 911. Zamurowało mnie. Skąd on miał takie auto ?! Postanowiłam zapytać. W końcu miałam być teraz rozkapryszoną nastolatką, która niszczy życie swojego ojca.
-Tak w ogóle to czym się zajmujesz ?
-Pracuję w New York Times'ie. Jestem vice dyrektorem naczelnym.
-Nieźle - wsiadłam do auta a ona spakował moją walizkę do bagażnika po czym wsiadł i odpalił auto. Nawet nie czułam, że jedziemy. Przypomniało mi się o Kevinie.
-Em... Możemy jeszcze się zatrzymać w jednym miejscu ?
-Jasne, gdzie tylko chcesz - najwidoczniej nawiązywanie lepszego kontaktu ze mną miało się odbyć drogą podlizywania. Trudno. Podałam mu adres i po którkiej chwili znaleźliśmy się przed domem mojego.. przyjaciela. Jego Jeep stał na podjeździe, wiec pewnie był w domu.
-Wróce za chwile - oznajmiłam. Stanęłam przy drzwiach i zadzwoniłam. Po kilku sekundach które strasznie się dłużyły otworzył mi Kevin. Otworzył szeroko oczy i zrobił miejsce w progu. Zrobiłam krok, zamknęłam drzwi i dopiero wtedy rzuciłam mu się na szyje, bo nie chciałam, żeby ojciec sobie pomyślał, że skacze z kwiatka na kwiatek, bo wcale tak nie było. Mój przyjaciel przytulił mnie do siebie mocno, a ja wtuliłam się w niego napawając się jego zapachem.
-Co ty tu robisz ? - zapytał w końcu po dłuższej chwili.
-Zamieszkam z ojcem - oznajmiłam.
-To świetnie ! - oczy mu sie zapaliły.
-Tylko, że... wyprowadzamy się do Nowego Yorku..
Mina mu zrzedła. Tego chyba sie nie spodziawał.
-Też dobrze - uśmiechnął się marnie - będę mógł cię odwiedzać ?
-Nawet nie pytaj o to ! Nawet na kilka dni. Muszę sobie ojca ustawić.
-Nie mów tak. - skarcił mnie.
-Dlaczego ? Trochę pokaprysze i tyle.
-Jak chcesz - uśmiechnął się pogodnie.
-Ale teraz muszę już lecieć - i przyszedł ten moment kiedy nie widziałam co zrobić. No bo kim dla mnie był Kevin ? Przyjacielem czy kimś więcej ? W głębi serca czułam, że znam odpowiedź. Uśmiechnęłam sie blado do niego. Przysunął się do mnie i pocałował. Delikatnie i czule, tak jak powinien. Myśl, że zaraz znajde się tak daleko od niego przytłaczała mnie. Po dłuższej chwili oderwałam się od niego.
-Widzimy się niedługo - rzuciłam na pożegnanie.
-Szybciej niż myślisz - puścił mi oczko. Opuściłam jego dom i wsiadłam do auta. Stał jeszcze w drzwiach. Pokiwałam mu chociaż wątpiłam w to czy widzi coś przez przyciemnione szyby. Odjechaliśmy i wiedziałam, że czeka mnie długa droga.
-Może opowiesz mi coś więcej o sobie ? - zaproponował ojciec.
-Hmm... Mam 16 lat - odparłam oschle cały czas patrząc przed okno na przestrzeń, która pod wpływem prędkości rozmywała się.
-To już wiem. Może coś jeszcze ? Co lubisz robić? Jakiej muzyki słuchać? Jaki masz ulubiony kolor? - rzucał we mnie pytaniami, a ja specjalnie zwlekałam z odpowiedzią.
-Kiedyś lubiłam spotykać się z przyjaciółmi.
-Lubiłaś ? - przerwał mi.
-Tak. Teraz już ich nie mam...
-A Ci dwaj chłopacy, których dzisiaj widziałem ? - zapytał po dłużeszej chwili milczenia.
-Sama nie wiem. Jeden jest moim przyjacielem, poznałam go w sierocińcu, a drugi... - zawahałam sie. Po pierwsze sama nie wiedziałam co powiedzieć o Kevinie, a po drugie to... po co zwierzam się ojcu ? - Nieważne. Lubie kolor czerwony, słucham popu/rocka. Tego co jest na topie - odparłam, a ten pokiwał głową.
-Mhm... To już coś wiecej. Grasz na jakimś instrymencie ? - zapytał przszywajac mnie wzrokiem.
-Nie. Ale chciałabym grać na gitarze elektrycznej - odparłam przenosząc na niego wzrok.
-Nie ma sprawy. Wybierzemy jakąś dzisiaj lub jutro - odpowiedział, a wyraz jego twarzy nic mi nie mówił. Wiedziałam, że będzie starał sie mnie przekupić, ale w duchu biłam się, żeby nie krzyczeć ze szczęścia.
-Nie musisz - odpowiedziałam płytko przenosząc wzrok z powrotem na widoki za oknem.
-Ale chcę. Wiem, że pomyślisz, że chcę Cię przekupić, ale... Zawsze chciałem mieć córkę, która grałaby na gitarze. Lubie muzyków. - odparł, a ja zaciekawiłam się.
-A znasz jakiś ?
-Hmm... Troche tego jest. Od Adele po Alter Bridge - odpowiedział i zaśmiał się.
-Yhm... - odparłam i wcisnęłam guzik opuszczający fotel. - Prześpie się - odparłam i zamknęłam oczy. Zasnełam dość szybko.


-Brooke. Obudź się - ktoś mną potrząsnął delikatnie.
-Co jest ? - zapytałam zaspanym głosem.
-Jesteśmy w Nowym Yorku. Za 10 minut będziemy w domu.
-Ok - rzuciłam i spojrzałam przez okno. Wow ! Miasto było przepiękne. Wszędzie budynki począwszy od małych restauracji i kafejek po wysokie drapacze chmur. Wykręcałam sie na boki, próbując ogarnąć wszystko wzrokiem. Już sie zakochałam w tym mieście. Chwilę potem znaleźliśmy sie na jakiejś dzielnicy na obrzeżach miasta. Tak przynajmniej myślałam. Wokół piękne, duże domy jakby wyjęte z Amerykańskiego filmu. Nagle wjechaliśmy na podjazd jednego z nich. Otworzyłam szerokie oczy widząc budynek. - Czy ty tutaj...
-Tak. To mój a właściwie nasz dom - odparł i wyszedł z auta. Zrobiłam to samo nie spuszczając wzroku z domu. Był biały jak śnieg i pokrywał go czarny dach. Okiennice były granatowe. Ruszyłam wyznaczoną ścieżką w stronę dębowych drzwi. Weranda była długa. Znajdowała sie na niej huśtawka i stoliczek. Ojciec postawił moją walizkę przy drzwiach i z kieszeni wyjął pęk kluczy. Wybrał odpowiedni i odkluczył drzwi. Otworzył je szeroko i puścił mnie pierwszą. Osłupiałam. Na lewo szerokie schody, na wprost korytarz, na prawo ogromna kuchnia a dalej salon. - Podoba ci się ? - zapytał, a ja zorientowałam się, że mam wciaz otwarte usta. Pośpiesznie je zamknęłam. - Chodź pokaże Ci twój pokój. Schodami w górę - poinformował mnie i posłusznie poszłam na górę. Korytarz na lewo był krótszy, ten na prawo, dłuższy. Pokierował mnie w lewo. Otworzył białe drzwi i przepuścił mnie. Przekroczyłam próg i rozejrzałam się. Pokój był cudowny. Czerwone ściany z niebiesko-granatowymi wzorami, które wyglądały jakby ktoś po prostu wylał wiatro z farbą na ścianę. Na wprost duże okno, na lewo toaletka i dwie duze szfy. Na prawo ogromne łóżko a na prostopadłej ścianie półki oraz biurko. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam sie wokół. Zauważyłam kolejne białe drzwi koło łóżka.
-A tam co jest ? - zapytałam wskazując palcem drzwi.
-Tam ? Twoja łazienka. Rozgość się, a ja idę na dół - odpowiedział i wyszedł pozostawiajac mnie w osłupieniu. Otworzyłam drugie drzwi. Na lewo umywalga i ogropne lustro. Na wprost wielka wanna, a na prawo toaleta i szafeczki. Wróciłam do pokoju i położyłam się na łóżko. Zaczynałam życie. Nowe życie.




Przepraszam, że taki gdługi odstęp czau, ale pochłnęła mnei praca na blogu o One Direction.
Postaram sie pisać tutaj częściej ((; Jeśli was to oczywiście interesuje q;
Czekam na komentarze
Pozdrawiam.
black.character