niedziela, 29 stycznia 2012

II

Musiałam przysnąć. Bałam się otworzyć oczy, chciałam aby to wszystko to był tylko zły sen. Jednak łudziłam się na marne. Podniosłam powieki, ujrzałam białą ściane i poczułam zapach typowy dla szpitala. Uroniłam łzę. Podniosłam się delikatnie. Lissy już nie było. Spojrzałam na zegarek. 19:38. Pewnie miała dużo lekcji, inaczej by mnie nie opuściła. Chyba.. Po krótkiej chwili przyszedł lekarz. Miał poważną minę. Już chciał coś powiedzieć, ale przerwałam mu.
-Panie doktorze, mogę o coś zapytać? - odpowiedział mi skinięciem głowy - Proszę mi powiedzieć szczerze i prosto z mostu. Co sie teraz ze mną stanie ?

Chwila ciszy, pewnie nie wiedział jak ma mi to powiedzieć tak, żebym nie wpadła w panike.
-Posłuchaj. Będziesz musiała pomieszkać w domu dziecka do czasu aż nie odnajdziemy twojego ojca - powiedział to tak szybko, zapewne żebym nie zdążyła mu przerwać. W głowie usłyszałam ponownie jego słowa.
-A jak już go znajdziecie to co wtedy ?
-Zamieszkasz z nim.
Serce zatrzymało mi się na chwile. Miałam mieszkać z człowiekiem, który był moim ojcem, a kórego nie widziałam nigdy w życiu ? Nie wiedziałam jaki jest, skąd mogą wiedzieć czy to nie jakiś kryminalista ? Nie znałam go i nie chciałam poznać.
-A jeśli nie będę chciała ?
Chyba zszokowałam go tym pytaniem. Każdy dzieciak wolałby chyba mieszkać z kimkolwiek byle nie w domu dziecka.
-Pomyślimy o tym później dobrze ? - odparł uśmiechając się i odszedł.
Położyłam się i patrzyłam w sufit. Postanowiłam, że nie zamieszkam z ojcem. A jak go już jakimś cudem znajdą i się okaże, że wiedzie szczęśliwe życie i ma dzieci i żone ? Moje przymyślenia przerwał mi dobrze znany głos.
-Brooke.. - w drzwiach stał Kevin. Ale wyglądał inaczej. Był blady a jego oczy smutne. Bałam się, że zaraz zemdleje. Spojrzałam na niego i oczy mi się zaszkliły. Nie wiem czemu zaczęłam płakać. Kevin podszedł do mnie i przytulił mocno do siebie, a ja się w niego wtuliłam jak w ulubioną maskotkę. Nigdy tak blisko siebie nie byliśmy, ale nie myślałam wtedy o tym.
-Nie płacz... Już dobrze jestem tu - powtarzał głaszcząc mnie po głowie. Po kilku minutach odkleiłam się od niego i usiadłam opierając się o rame łóżka szpitalnego. Kevin podał mi chusteczkę. Po kilku minutach ciszy zapytałam.
-A skąd ty w ogóle wiesz, że tu jestem i miałam wypadek ?
Cisza. Spuścił głowe Wiedziałam, że musiało się stać coś złego.
-Brooke.. Lissa rozpowiedziała to po całej szkole. Mówiła też, że pójdziesz do domu dziecka i nie ma zamiaru się już z Tobą zadawać.
Serce mnie ukuło. Moja najlepsza przyjaciółka okazała się taka podła. nie nawidziłam jej z całej siły. Pociągnęłam nosem. Oczy znów mi się zaszkliły ale wiedziałam, że muszę być twarda.
-Posłuchaj.. Ja Cię nigdy nie opuszcze rozumiesz ?
Kąciki moich ust lekko się uniosły. Nie myśląc w ogóle co robie podniosłam się, złapałam go za włosy i pocałowałam. Trwaliśmy tak chyba przez minute. Oderwałam się od niego i usiadłam.
-Dziękuję, że jesteś.
Uśmiechnął sie tylko słodko i złapał mnie za rękę. Dalej siedzieliśmy w milczeniu. Widziałam po jego minie, że chciał o coś zapytać, ale chyba stwierdził, że jak na jeden dzień za dużo wrażeń. Przyszła pielęgniarka i powiedziała, że wizyty na dziś już sie skończyły. 
-Odpoczywaj - rozkazał i pocałował mnie w rękę, którą cały czas trzymał. Ruszył w stronę wyjścia, ale go zatrzymałam.
-Kevin.. - odwrócił się i spojrzał na mnie czekając co powiem - przyjdziesz jutro ?
Zaśmiał się pod nosem
-Będę przychodził tak długo, aż sama mnie nie przegonisz - puścił mi perskie oko i poszedł.
Stwierdziłam, że nie chce myśleć o tym co się stało, bo bałam się, że znów sie rozpłacze. Położyłam się i po chwili już spałam.
Byłam na koncercie Avril Lavigne z.. mamą. Miałyśmy niezły ubaw. Nagle moja towarzyszka zbladła i upadła na podłoge. Sprawdziłam jej puls. Był niewyczuwalny. Nic już nie mogłam zrobić. Usłyszałam krzyki i..
-Brooke ! Brooke !
Otworzyłam oczy. Stał nade mną Kevin z przerażoną miną. Poczułam, że mam mokrą twarz.
-Co się stało ? - zapytałam zdezorientowana.
-No właśnie ty mi powiedz. Płakałaś przez sen..
-A tak.. Nie nic.. - pociągnęłam nosem.
-Ok, nie musisz mówić jak nie chcesz - powiedział z uśmiechem. Posunęłam się i poklepałam miejsce koło siebie.
-Przecież wiesz, że nie można..
-Wezmę to na siebie.
Położył się koło mnie i otoczył ramieniem.
-Śniło mi się.. - zaczęłam.
-Nie, nie musisz.
-Ale chcę. Śniło mi się, że byłam z mamą na koncercie.. na tym na który jechałysmy w dzień wypadku. I.. zagle zasłabła i spadła na ziemie. Sprawdziłam puls ale był niewyczuwalny - łzy napłynęły mi do oczu - i nic już nie mogłam zrobić - zaczęłam płakać.
-Już dobrze.. Nie płacz - głaskał mnie po głowie. Przyszła pielęgniarka. Nic nie mówiła na to, że leżymy razem.
-Wieczorem ktoś odwiezie cię do nowego domu.
Pokiwałam tylko głową. Nowy dom.. Tak to miało wyglądać..
-Odwieźć Cię ?
-Zdałeś ?
-Dwa dni temu odebrałem dokumenty.
-Czemu nie mówiłeś ?
-Nie było okazji.
Wieczorem ubrałam rzeczy i wyszliśmy ze szpitala. Wsiadłam do czarnego jeepa Kevina. Do mojego starego domu dojechaliśmy w ciszy. Wysiadłam z auta i spojrzałam na budynek. Wszystkie wspomnienia powróciły... Wyjęłam klucze i otworzyłam drzwi. Weszłam do domu. Roznosił sie brzydki zapach od jedzenia, które zostawiłyśmy z mamą spiesząc sie na koncert.
-Poczekam na dole - zwrócił sie do mnie Kevin po czym pocałował mnie w czoło. Pokiwałam głową. Poszłam schodami w górę do swojego pokoju. Wyjęłam z szafy rzeczy i spakowałam do mojej czerwonej walizki, a następnie spakowałam kosmetyczke. Wszystko robiłam w ciszy. Poszłam na końcu do pokoju mamy. Na komodzie stało w ramce zdjęcie jej ze mną. Wzięłam je ze sobą. Położyłam się na łóżku. Przed oczami widziałam obrazy.. wszystkie przygody jakie razem przeżyłyśmy.. lekkie spory, domowe zabawy, bitwy na poduszki, wszystko wróciło. Wzięłam poduszkę i się do niej przytuliłam. Uroniłam pierwszą łze, później drugą, trzecią.. dalej już nie liczyłam. Mój płacz musiał usłyszeć Kevin, bo przybiegł do pokoju, posadził sobie mnie na kolanach i prztulił. Po kilku minutach zeszliśmy na dół. Zamknęłam drzwi na klucz. Zanim wsiadłam do auta spojrzałam jeszcze raz na dom. Nie wiedziałam co się z nim dalej stanie. Wsiadłam do auta i odjechaliśmy. Kevin złapał mnie za ręke. Spojrzałam na niego. Był na prawdę dobrym przyjacielem. Przynajmniej tak go traktowałam. Miałam nadzieje, że on też. Dojechaliśmy na miejsce. Wyobrażałam sobie stary, brzydki budynek, tymczasem wyglądał jak dom wielorodzinny. Podeszliśmy do drzwi.
-Dalej dam sobie rade sama
-Na pewno ? - widziałam, że pyta z powątpiewaniem. Nie wierzyłam w to sama. Bałam się i chyba było to widać.
-Tak.. zadzwonie do Ciebie.
-Ok - widziałam zmieszanie na jego twarzy. Nie wiedział co zrobić. Uświadomiłam sobie, że nie będę go widzieć przez bardzo długi czas. Spojrzałam mu w oczy i objęłam za szyje. Nasze wargi złączyły się na dłuższą chwile. Na końcu go mocno przytuliłam.
-Dasz sobie rade. Wierze w Ciebie Brooke.
Złapałam za torbe i otworzyłam drzwi. Spojrzałam na Kevina jeszcze raz i zamknęłam drzwi...



Mam nadzieję, że będzie więcej czytających.. ((;

1 komentarz: